Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2021

Dzień urodzin

 Jeden dzień w roku. Tylko jeden dzień, a może być tak problematyczny. Rozpoczął się świetnie - wychodzę na zewnątrz a tu znajomy widok; pióra, krew, brak dwóch kaczek. Rudy skurwol znowu zaatakował w nocy. Pojechałam do pracy. Zapomniałam kluczy. W biurze nie ma nikogo. Wracam do domu. Benzyna i 2 h w plecy. Urodzinowa kolacja na 20. Dla mnie późno, bo o 5 rano pobudka do pracy. Prezent wybrany przez koszyk allegro. Samodzielnie. Przesłałam tylko dane do płatności.

8

Obraz
 Jak ja zazdroszczę ludziom, którzy nie mają tych ostatnich, zjebanych zębów które nie wiedzieć czemu nazywają się "zębami mądrości ". Moje ząbki co kilka lat stwierdzają że przez tydzień będą rosnąć w trybie natychmiatowym, odsłaniając kolejne połacie korony wśród różowych dziąseł. Mija piąty dzień w którym tematem przewodnim jest nie mówienie i nie poruszanie prawej części twarzy. Mam jednak dobrą wiadomość.  Ernest zawisł.

Fungi i ople

 Kupiłam duży pakiet fungicydów. Okazuje się, że nasza szklarnia została zakażona takim świństwem, że trzeba zrobić oprysk ziemi, ścian i sufitu. Zapowiada się ciekawie. A czemu Opel? Bowiem wtrysk do paliwa się rozszczelnił. A jako, że zostałam sama i jwst weekend, to nikt mi tego nie naprawi. A ja nie umiem. Mam tylko nadzieję, że pacjent przeżyje...

Wszystko ma swój koniec

 Czasem jest tak, że nawet najlepsze, najtwardsze, niemalże niezniszczalne rzeczy mają swoją wytrzymałość.  Między innymi przyjaźń.   Pierwszy raz jest ciężki. Drugi, czasem cięższy. Natomiast kolejny - już jakoś sam przychodzi. Za każdym razem jest tak samo bolesne, ale szybciej się człowiek zbiera. I czasem tak jest lepiej. Odciąć toksyczne towarzystwo, które niszczy cię od środka, a ty nawet sam sobie sprawy z tego nie zdajesz. Przyjaźnie są, będą i były. Jak się kończy jedna to i zaczyna się druga.  Jak ciekawa książka.  A, czemu tak? No właśnie, dzisiaj coś minęło, ale... W sumie wyjebane.

Sam w domu

 Niesamowita jest różnica postrzegania miejca, kiedy wypełniają go ludzie, a kiedy nie ma nikogo. Zostałam sama do poniedziałku, co w sumie... Nie wiem czy jest takie dobre jak mogłoby się wydawać. Wtedy niestety zawsze mnie coś nieciekawego spotyka. Powódź, pożar, porwanie kaczki, ucieczki psów, zwalenie drzewa - powoli kończą się możliwości.   Ból uśmierza negatywne myślenie, może temu się tak nie przejmuję? Dobrze, że nie mam spotkań z klientami - seplenię i ślina cieknie mi z prawego kącika ust. Zęby mądrości postanowiły znowu sobie trochę porosnąć, rozpychajac pozostałe i wyrzynając się przez dziąsła. Bo czemu nie?

Koniec horroru

 Zaprawdę, gdyby nie wsparcie kuzynki, to już kopałabym doły z wapnem. Jestem osobą tolerancyjną i cierpliwą. Ale. Czasem cierpliwość się kończy.  Była mojego aktualnego, jak to lubię nazywać, biega mi po domu w stringach i wiesza staniki na lustrze w łazience. Roszczeniowo domaga się transportu, nie robi absolutnie nic i jeszcze mnie wkurwia wszystkim czym tylko możliwe.  Nie mam więcej siły mówić o szczegółach. 15 osób na chacie przez parę dni jest wykańczające. I to w takim stylu. Ale krótkim podsumowaniem: jedni ludzie są zjebani do szpiku kości, a drudzy ogarniają i naprawdę chce się ich lubić. I wszysycy jesteśmy tym samym gatunkiem. Jest to niesamowite...

Wkurwienia ciąg dalszy

 Godzina 5.15 pobudka. Nie, bym tak rekreacyjnie wstawała - jest to czas na szybki ogar siebie i zwierząt,  zanim wyjadę do biura. Darcia mordy w nocy ciąg dalszy, więc z wyspaniem średnio. Zamknięty w sypialni kot zlał się, więc zaczęłam dzień od babrania się w moczu. Mmm, urynoterapia...  Spakowanie, ubieranie, karmienie - w końcu pora wyjścia. Przy w miarę dobrym humorze utrzymuje mnie spotkanie z kuzynka, którą odbieram popołudniu z dworca. W końcu jakiś sprzymierzeniec na tej socjalno-imprezowej wojnie. Tak więc wrzucam rzeczy do samochodu i... Już chcę jechać gdy w ciemności dostrzegam, że samochód zajebany rzeczami od "gości". Miejsce na kuzynkę by było,  ale na jej bagaże? Zapomnij.   Wkurwiona, spóźniona wyładowuję cały szpej.  Wyladowałam.  Wyjeżdżam.  Ciężarówki i dostawczaki wszędzie o tej godzinie.  Jadę. Przede mną ofiara, która zwolniła wlokąc się ustawowe 40 km na godzinę. Mój dezmobil nie wyprzedzi bez długiego odcinku r...

No nic

 Dzisiaj bardzo krótkie podsumowanie. A raczej wyrzut rozgoryczenia. Ten moment kiedy zapewniasz nocleg i żarcie we własnym domu, dla ludzi których tak naprawdę nie znasz, pożyczysz im nawet swój samochód... A ci cię olewają, zbijając się w grupki i zostawiając cię jak tego szczeniaka, który został wyrzucony przez matkę, ponieważ ta czuje że coś z nim bardzo nie tak.  No nic.  Jak dzisiaj będą drzeć mordę w nocy, to nie ręczę. 

Sama na placu boju

 Niby wtorek, ale w sumie taki upośledzony poniedziałek.  A, i tak, grzyby okazały się po prostu ciężko strawne. Na tyle, że żołądek myślał, że umiera. I ja w sumie za jego przykładem też..  W każdym razie, zostałam dzisiaj w biurze sama od godzin porannych. Czemu? Już zdążyłam jedną koleżankę wkurzyć na tyle, że sobie po prostu poszła. I pracuje dzisiaj z domu. Druga przyszła tuż za nią, ale została tylko na chwilę - okazuje się, że od weekendu ma problem z paskudami (pluskwami) w mieszkaniu, które przeszły od sąsiada i zadomowily się u niej na dobre. Jako, że może być nosicielem tych stworzeń, zwinęła się szybko, by wygotować szkodniki. No i tak z trzech czarownic została tylko jedna.   Ps. Ernest nadal stoi pod werandą...

Poniedziałek

 Pierwszy dzień tygodnia i jakoś tak mało lubiany przez wszystkich. Zresztą nic dziwnego. W większości oznacza to rozpoczęcie niekoniecznie lubianej czynności w postaci 8 godzinnej pracy, która ciągnie się przez kolejne 5 dni.  Ja tam do poniedziałków nic nie mam, poza tym, że trzeba przestawić cykl wstawania po weekendzie. No i tym, że u mnie poniedziałek to taki zawsze mały piątek 13.  Tym razem zaczęło się znośnie; i nawet przyjemnie z tym akcentem, że dostałam śniadanie do... No nie do łóżka, ale miejsca pracy na kanapie (homeoffice). Maczane w jajku i panierce kanie są naprawdę bardzo smaczne i jadłam je po raz pierwszy w takim wykonaniu. Po 15 minutach od zjedzenia, nie mogę się wyprostować. Walczę w odruchem wymiotnym i skurczami żołądka dzielnie, ale mało owocnie.  Albo za dużo hityny, albo pomyłka w grzybie. Zobaczymy za parę godzin.

Wifi

 Ten moment w którym myślicie sobie, że śmieszna nazwa udostępnionej sieci przez telefon jest dobrym pomysłem... Siedzimy w czwórkę - ja, koleżanka i dwóch przedstawicieli audytowanej firmy. Rutynowa kontrola, podatwowe pytania, pełna powaga, wymiana mailami i papierami. Nagle awaria sieci i brak dostępu do chmury, na której mają wszystkie dokumenty. Obraz z rzutnika przeskoczył na pulpit i okienko połączenia z nową siecią.  A ja patrzę na swój laptop, robiąc typowego "poker face" i modląc się, by nie zauważyli mojej sieci o nazwie "Uśmiech bąbelka".

Nabiał i samochód

 Ostatnimi czasy korzystam z aplikacji, gdzie kupuje się produktu spożywcze o zaniżonych cenach z racji krótkiego terminu ważności. Każda paczka to jedna wielka niespodzianka. A przynajmniej takie jest założenie. Niemniej zawsze, ale to zawsze znajdzie się co najmniej parę jogurtów, maślanek i kefirów. Tak więc przez następny tydzień będę żywiła się nabiałem - dwie półki w lodówce są zajęte przez tego typu twory. Jest to zdrowe i powinnam się cieszyć. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam to sprawdzenie co można z tego zrobić; przerobienie kilogramowych ilości kefiru wcale nie jest takie jak myślałam. W  przekonaniu utwierdziło mnie dwie godzinne smażenie racuchów. O, samochód przeszedł przegląd. Doczłapał się do mechanika przy pomocy kompresora, który mój luby wozi w bagażniku. Niemniej dojechał na kapciu, ku mojemu zdziwieniu nie rysując nawet felgi. Mechanik na miejscu był dopiero wstanie odkrecić koło - tak, to była wcześniej wpomniana przebita opona, która przyrosła do samochod...

Nostalgia

 Czasem przychodzi czas na myślenie o przeszłości... Jak to było kiedyś "fajnie" i "spoko". Te czasy nie wrócą, ale możemy sobie zawsze zapewnić ich namiastkę w różnojaki sposób. Moim jest coroczne świętowanie Halloween (zresztą jak i mojej psióły, która w tym temacie jest równie zakręcona co ja). W tym roku jednak stawiam na dekoracje, nie na przebranie.  Powiedzcie mi, co byście zrobili widząc 2 metrową humanoidalną postać wykonaną z gałęzi, której głowa byłaby czaszką kozła? Oczywiście wiszącej 3 metry na drzewie i bujającą się delikatnie na wietrze. He he=) Mój pierwszy Ernest (bo tak nazwę mojego potworka) jest już prawie gotowy. Oczywiście wrzucę dokumentację fotograficzną. 

Kiedy dzieje się dużo

 Wrażenia z piątku pozwolę sobie pominąć - nie działo się nic na tyle szczególnego by o tym pisać.  Natomiast dzisiaj. Sobota. Okazuje się, że dobrym lekarstwem na chorobę jest dźwignie 25 kg betonowych bloczków i koszenie trawy przez 6 godzin w pełnym słońcu. I nie mówię tego sarkastycznie - wysiłek postawił mnie na nogi. Zobaczymy co będzie jutro. Niemniej dzisiaj pomagaliśmy naszym sąsiadom - bobrom. Jakieś debile rozwaliły im tamę i sąsiadujące bagna z dużym wodnym zbiornikiem zaczynają wysychać. Dno wypłukane przez powstały silny nurt. Tak więc... Pa pa karpie, które wpuściłam miesiąc temu... Udało nam się trochę załatać tamę - ja, wiadomo, wpadłam do wody po pas, ale tym razem obyło się bez żadnych pijawek. PS. Kaczek nadal pięć. Rozsypałam psie kupy dookola ich zagrody i liczę, że to pomoże. 

Bo nieszczęścia chodzą parami

 Słyszeliście o ciągu niefortunnych zdarzeń? Na pewno słyszeliście... Każdy nowy dzień zaczyna się od karmienia zwierząt. Koty czekt, psy czekt, kaczki... Zawołałam i przychodzi pięć. Brakuje szóstej.  W trawie ciężko dostrzeć pióra i krew jak się okazało. Rudy skurwol zakradl się w nocy, przewrócił siatkę i porwał Hannibala. A lubiłam tą kaczkę... Tego dnia wypowiedział sobie wojnę i podpisał na siebie wyrok.

Zaczęła się jesień

 Bo kumpela kazała...  Podobno mam ciekawe życie o którym jak napiszę, to niektórzy poczują się lepiej. Tak więc i zrobię, bez zbędnych szczegółów i upiększania.  Pierwszy dzień jesieni Zaczęło się niewinnie. Ulewa z rana, tankowanie potwornie drogą benzyną i powolna jazda do pracy. Od kilku dni walczę z gorączką i jakimś gównem, które chce mnie rozłożyć w łóżku. Może to przez te dwie noce w samochodzie przy 4 stopniach w oparach paliwa do kosiarki... Nieważne. O godzinie 14 koleżanki "delikatnie" zasugerowały bym zjeżdżała do domu, bo wyglądam nieciekawie. Zasnęłam na siedząco więc nie oponowałam. Po drodze zwinęłam paczkę z terminowaną żywnością, która okazała się trafem w dziesiątkę. Obiad przez parę dni za parę złotych - najsssss... Wróciłam do domu. Przebiłam oponę samochodu na podjeździe. Cóż. Przynajmniej jutro praca z domu, więc nie muszę nigdzie jechać. Problemem zajmę się jutro - dzisiaj walka z chorobą metodą szokową. Pierwszy dzień wpisu.  Pierwszy dzień ...